List o. Generała z okazji kanonizacji Ludwika i Zelii Martin – rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus, 17 paź 2015

Drodzy bracia i siostry w Karmelu,

w niedzielę 18 października, na placu Świętego Piotra, papież Franciszek uroczyście wpisze małżonków Ludwika Martin i Zelię Guerin, rodziców św. Teresy od Jezusa i Najśw. Oblicza, do kanonu Świętych, których Kościół stawia jako przykłady życia chrześcijańskiego wiernym całego świata, by stawali się źródłem inspiracji i towarzyszami drogi, od których otrzymuje się impuls, światło i otuchę.

To motyw wielkiej radości i wdzięczności Panu dla nas wszystkich, którzy co dopiero zamknęliśmy obchody Jubileuszu 500-lecia narodzin Św. Teresy z Awili, matki naszej rodziny zakonnej, którą sam Kościół uznaje jako miejsce szczególnie bogate w wiarygodnych świadków piękna i miłości Boga.

Ta kanonizacja jest kolejnym znakiem, jaki Pan daje nam dla umocnienia naszej wiary i przywrócenia impulsu (zapału) naszej drodze bycia karmelitami, powołanymi do doświadczania „walecznej czułości” Oblubieńca (por. Evangelii gaudium 85), który swoją miłością chce rozpalić nadzieję w sercach wszystkich ludzi. Przeżywamy historyczny okres naznaczony głęboką przemianą (transformacją), dotykającą wszystkich obszarów życia ludzkiego – obyczajów, kultury, religii, społeczeństwa, ekonomii – na poziomie globalnym, wywołując napięcia i lęki. Budzi się poczucie niepewności i wzajemnego braku zaufania, tworzą się sytuacje niesprawiedliwości i niestałości, które narażają na ciężką próbę pokojowe współżycie i zaufanie pomiędzy osobami, tak istotne na wspólnej i płodnej drodze.

Biblijna wizja człowieka, w dwoistości jego bycia mężczyzną i kobietą, oraz rozumienie jego znaczenia w porządku życia nie są już wspólnym dziedzictwem. Co więcej, są przedmiotem dyskusji. W centrum tej walki na rzecz życia znajduje się naturalna rodzina, bazująca na prostym uznaniu opatrznościowej różnicy pomiędzy mężczyzną i kobietą, która pozwala, wewnątrz przymierza bazującego na wzajemnej miłości, na zrodzenie, strzeżenie, kształtowanie życia ludzkiego, nie tylko dla niego samego, ale dla każdego bytu ludzkiego.

Kanonizacja małżonków Martin jest znakiem czasów, który musi nas głęboko zastanawiać, ponieważ ma wartość epokową. Rzeczywiście, Kościół kierowany przez Ducha, postanowił -po raz pierwszy w swojej historii – kanonizować razem parę małżonków, podczas trwania XIV Zwyczajnego Zgromadzenia Generalnego Synodu Biskupów, którego tematem jest powołanie i misja rodziny w Kościele i w świecie współczesnym, w niedzielę poświęconą Światowemu Dniu Misyjnemu.

Wzorcowa rodzina

Minęło półtora wieku od kiedy Ludwik i Zelia, o północy 12 lipca 1858, wzięli ślub w Alençon, i wiele rzeczy zmieniło się radykalnie, tak w Kościele, jak i w kulturze europejskiej. W jakim sensie ich małżeństwo i historia ich rodziny mogą być przykładem w naszych czasach, kiedy sam model rodziny i panujące praktyki są tak dalekie od tego, w co oni wierzyli i przeżywali.

Przede wszystkim, należy wyzwolić się od uprzedzeń i klisz kulturowych, które natychmiast katalogują jako staroświeckie i przestarzałe to wszystko, co przynależy do świata dziewiętnastowiecznego. Jeśli przyjrzymy się bliżej życiu rodziny Martin, widzimy mężczyznę i kobietę, którzy przeżywali wspólną historię, naznaczoną wydarzeniami, jakie również dzisiaj można obserwować, bo są po prostu ludzkie: już nie bardzo młodzi jak na standardy tamtych czasów (kiedy się poznali – i w ciągu paru miesięcy wzięli ślub – ona miała 27 lat, a on 35), zjednoczyli się w małżeństwie i połączyli ich życia, ucząc się dzień po dniu współdzielenia zdolności, odpowiedzialności, ciężarów, radości i cierpień. Ludwik miał sklep zegarmistrzowski, Zelia sama założyła jednoosobowe przedsiębiorstwo wytwarzające słynne koronki z Alençon. Ich prace zapewniały pewien dobrobyt, który jednak nie był przeżywany przez nich ani z ostentacją, ani z niepokojem, choć w pewnym momencie warunki społeczno-ekonomiczne stały się trudne z powodu wojny między Francją i Prusami (1870-1871). Praca we dwoje, zrodzenie dziewięciorga dzieci, opiekowanie się nimi, radzenie sobie z żałobą spowodowaną śmiercią czterech z nich w bardzo wczesnym wieku, nie było z pewnością czymś łatwym, przede wszystkim dla Zelii, kobiety przedsiębiorczej, która była odpowiedzialna za dawanie pracy, a więc i utrzymania, swoim pracownicom i ich rodzinom. Ludwik zawsze był obok niej, niosąc ciężary razem z żoną, z pogodą ducha i słodyczą, dając jej komfort swojej stałej bliskości i decydując się, w pewnym momencie, na odłożenie swojej pracy po to, by odpowiedzieć na potrzeby żony, którą widział coraz bardziej zmęczoną, i by wspomóc ją w prowadzeniu jej przedsiębiorstwa, przede wszystkim kiedy pojawiła się choroba w jej młodym jeszcze wieku, jaka doprowadziła ją do śmierci w 1877, gdy miała jedynie 46 lat.

Ludwik znalazł się w ten sposób w sytuacji wdowca aż do śmierci, która nastąpiła po 17 latach, w wyniku upokarzającej choroby, która uderzyła w jego władze umysłowe. Zapewnił byt i wychowanie swoim pięciu córkom, dając im całego siebie i decydując się na przeprowadzkę z Alençon do Lisieux, by stworzyć córkom możliwość troski ze strony ciotki Celiny, z którą miały relację szacunku i przyjaźni. Wszystkie pięć córek wstąpiło do klasztoru. Towarzyszenie im w podejmowaniu tych kroków – zwłaszcza małej, ukochanej Teresie – nie było dla niego małym poświęceniem. Przeżywał to jako wspaniałomyślny akt ofiarowania swojego życia i życia swoich dzieci Bogu, jak to robili zawsze wspólnie z Zelią. Skąd inąd, wybrał dla swojej rodziny motto Joanny d`Arc: Najpierw służy się Bogu.

Małżeństwo: powołanie i przyjaźń

Krótka lista niektórych konkretnych cech doświadczenia rodzinnego Ludwika i Zelii pozwala nam z łatwością uchwycić analogie z doświadczeniem wielu rodzin, które dzisiaj muszą stawiać czoła trudnościom ekonomicznym, godzić gorączkowy rytm pracy z wychowywaniem dzieci, nadawać sens cierpieniom, które nieuchronnie pukają do drzwi, zagrażając harmonii rodzinnej. Ale motyw, dla którego Kościół uważa ich świadectwo życia małżeńskiego za wzorowe jest o wiele głębszy i dotyczy prawdy o ludzkiej miłości w boskim planie stworzenia.

Jeśli sięgamy do korzeni ich doświadczenia, natychmiast odnajdujemy dwie cechy, które są aktualne dla zobrazowania tego, jak może funkcjonować relacja miłości i wyrażenia słów nadziei do par, przede wszystkim młodych, które zniechęcone są przykładami wielu klęsk i, zachowując nawet w sercach pragnienia, nie wierzą już w możliwość wierności, godząc się w ten sposób na niski poziom życia.

Pierwsza cecha, to przeżywanie spotkania z drugą osobą i małżeństwa jako powołania. Ludwik i Zelia byli do tego przygotowani przez ich historię, wziąwszy pod uwagę, że obydwoje myśleli o przeżyciu swojego chrześcijańskiego życia w poświęceniu się Bogu. Nie ta jednak cecha jest wzorcowa, ale wrażliwość i zdolność do postrzegania i rozumienia swojego istnienia jako dialogu ze swoim Stwórcą, który ma dobry plan i rozstawił na drodze znaki, widoczne dla uważnego wzroku, wskazujące jaki jest sposób na ugaszenie pragnienia własnego serca. Tylko przyjmując się wzajemnie jako dar pochodzący od Boga i ucząc się widzieć drugiego jako oblicze miłości Ojca, możliwe jest zbudowanie swojego domu na pewnym fundamencie. Było to jasne dla Zelii kiedy, widząc zbliżającego się swojego przyszłego męża, gdy przemierzali w przeciwnych kierunkach most Świętego Leonarda w Alençon, usłyszała w sobie głos, który jej mówił: „To jest mężczyzna, którego przygotowałem dla ciebie”.

Druga cecha to bezpośrednia konsekwencja tego spojrzenia i otwartości serca: przeżywanie relacji ze swoją żoną /swoim mężem jako przyjaźni. Szacunek i poważanie, które wynikają ze spontaniczności darmowego uznania siebie za sprzymierzeńców i z przyjemności bycia dla drugiego pomocą, zawierają cierpliwość, pokorę, wytrwałość, delikatność, ufność i ciekawość, konieczne, by relacja nie przerodziła się w poszukiwanie siebie w drugim, w usiłowanie uzyskania władzy, w wyniszczającą powtarzalność. W takich wyrażeniach jak te poniżej nie ma nic z cukierkowatości ale jest siła szczerego uczucia: „Idę z tobą w duchu przez cały dzień; mówię sobie: w tej chwili robi właśnie to. Nie mogę się doczekać aż będę blisko ciebie, mój drogi Ludwiku; kocham cię z całego mojego serca i czuję jak się podwaja to moje uczucie będąc pozbawiona twojej obecności; nie mogłabym żyć z dala od ciebie” (Korespondencja rodzinna 108); „Jestem zawsze bardzo szczęśliwa z nim, on sprawia, że moje życie jest spokojne. Mój mąż jest świętym mężczyzną, takiego życzę wszystkim kobietom: oto moje życzenia jakie im składam na nowy rok” (Korespondencja rodzinna 1); albo, „twój mąż jest prawdziwym przyjacielem, który kocha cię nad życie”.

Odmienne wrażliwości, wiele drobnych szczegółów życia małżeńskiego, które nieraz powodują narastający dystans i oziębiają intymność, były przeżywane przez Ludwika i Zelię jako okazje do ćwiczenia patrzenia z sympatia i czułym przyjmowaniem swojej odmienności, jak wynika z tego fragmentu: „Kiedy otrzymasz ten list, będę zajęta porządkowaniem twojego biurka; nie będziesz się musiał irytować, niczego nie zagubię, ani starej tarczy, ani najmniejszej sprężynki, czyli niczego, a będzie wszystko czyste na stole i pod nim! Nie będziesz mógł powiedzieć, że zmieniłam tylko miejsce kurzu, bo już go nie będzie (…). Ściskam cię z całego serca; dziś, gdy myślę, że cię znów zobaczę, jestem tak szczęśliwa, że nie mogę nawet pracować. Twoja żona, kochająca cię nad życie” (Korespondencja rodzinna 46).

Przekazywanie życia: rodzić i wychowywać

Dla Zelii i Ludwika pożycie małżeńskie i otwartość na życie nie było z początku łatwe. Musieli oni zrozumieć, że miłowanie Boga całym sercem odbywa się poprzez oddanie się z całą energią współmałżonkowi, tak by Ojciec mógł się zatroszczyć o swoje stworzenie kontynuując budowanie swojego Kościoła jako rodziny dzieci Bożych. Szczerość ich poszukiwania woli Bożej i uległość wobec porad prowadzącego ich kapłana sprawiły, że zrozumieli piękno powołania małżeńskiego, jakie zamierzali przeżyć we wstrzemięźliwości. Dziewięcioro dzieci narodziło się z ich jedności, napełniając radością ich życie: „Kiedy mieliśmy nasze dzieci, nasze idee trochę się zmieniły: żyliśmy już tylko dla nich, to było nasze szczęście i tylko w nich je znajdowaliśmy. Wszystko było szczęściem, świat nie był już dla nas ciężarem. Dla mnie to była wielka nagroda, dlatego chciałam mieć wiele dzieci, by wychowywać je dla Nieba. Spomiędzy moich dzieci, cztery już są w niebie, a pozostałe także wejdą do królestwa niebieskiego, z większą ilością zasług, bo walczyły dłużej” (Korespondencja rodzinna 192).

W tym fragmencie pojawiają się niektóre centralne aspekty sposobu przeżywania relacji z dziećmi, którego odkrycia potrzebują dzisiejsze rodziny: narodziny dziecka jako daru, zawsze – nawet jeśli jego życie okaże się krótkie czy naznaczone cierpieniem – ponieważ pochodzi od Boga i do Boga prowadzi. Wychowywać znaczy zatem wprowadzać do poznania swojego dobrego źródła, Ojca, uczyć pragnienia nieba i przeżywać egzystencję – trudy, obowiązki, cierpienia – jako przygotowanie, jako coś cennego jeśli przyjęte z ufnością i miłością, jako krok, który prowadzi do celu i powoduje wzrost wartości osoby.

Wszystko to jest przekonujące i staje się prawdą, która kształtuje świadomość i daje siłę krokom, kiedy dzieci mogą to widzieć i niemal tym oddychać w osobach swoich rodziców, jako coś co nadaje sens czasowi i działaniu. Dążenie Zelii do świętości, dla siebie i dla swoich najbliższych, było nieustanne, mimo świadomości własnych ograniczeń i straconego czasu: „Chcę stać się świętą: nie będzie to łatwe, jest wiele do ociosania, a drewno jest twarde jak skała. Byłoby lepiej zacząć wcześniej, wtedy gdy było to mniej trudne, ale w końcu lepiej późno niż wcale” (Korespondencja rodzinna 110). Pisze do brata: „Cieszę się, że jesteś bardzo szanowany w Lisieux: stajesz się osobą zasłużoną; jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, ale nade wszystko pragnę, byś był święty” (Korespondencja rodzinna 116). Także wobec córki o trudnym charakterze, Leonii, którą w szkole nazywali „straszną dziewczynką”, mimo bolesnej świadomości jej wielkich ograniczeń – to biedne dziecko okryte jest wadami jak płaszczem” (Korespondencja rodzinna 185) – nie brakuje jej ufności ożywianej wiarą w dobroć Boga i jego planu zbawienia: „Dobry Bóg jest tak bardzo miłosierny, że zawsze miałam nadzieję i mam ją nadal” (tamże).

Znamy dobrze, ze świadectw świętej Tereski, wielką zażyłość Ludwika z Bogiem, która widoczna była na jego obliczu: „Czasami jego oczy błyszczały ze wzruszenia, a on starał się powstrzymywać łzy; wydawało się jakby nie był już związany z ziemią, tak bardzo jego dusza pogrążała się w prawdach wiecznych” (Manuskrypt A, 60); „wystarczyło mi spojrzeć na niego, by wiedzieć jak modlą się święci” (Manuskrypt A, 63). W czasie jego choroby, w chwilach świadomości, nawet gdy czuł się upokorzony, Ludwik powtarzał: „Wszystko dla większej chwały Boga!”.

W takim klimacie sprawy duchowe stanowią istotę życia i wszystko postrzegane jest w perspektywie wieczności, w sposób „naturalny”. Rodzina może odzyskać w ten sposób swoją pierwotną funkcję, często zapomnianą w naszych czasach, bycia „pierwszym miejscem gdzie uczymy się porozumiewać”, pojmując komunikację jako „odkrycie i budowanie bliskości” (Przesłanie Ojca Świętego Franciszka na 49 Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, 17 maja 2015).

Para wrażliwa, gościnna i hojna

Uwaga skierowana na drugiego i wdzięczność za jego bycie takim jaki jest, praktykowane w związku małżeńskim, a następnie przelane na troskę o moralny i duchowy wzrost dzieci, miały w rodzinie Martin ważne dopełnienie: hojną miłość, przyjmowanie ubogich, zwracanie uwagi na potrzebujących. Miłość do Boga, jeśli jest, to zawsze związana jest nierozerwalnie z miłością bliźniego, a w sposób szczególny tego, kto potrzebuje pomocy. Wiele jest epizodów świadczących o tym, jak piękne w życiu Zelii i Ludwika było poświęcenie się bliźniemu – począwszy od pracownic, które pracowały w przedsiębiorstwie koronek i były traktowane jak córki (por Korespondencja rodzinna 29) – ponieważ są one ciałem Chrystusa, osobami szczególnie drogimi dla Boga (por Evangelii gaudium 24.178). To dbałość o całą osobę, o jej ciało i jej duszę, staje się sprawiedliwością wynagradzającą, dzieleniem się swoim stołem, poszukiwaniem opieki i łóżka dla bezdomnego, troską o niesienie otuchy i bliskości Boga w momencie odchodzenia z tego świata przez znalezienia kapłana, hojnością w pomocy ekonomicznej wobec brata będącego w trudnościach, przyjemnością czerpaną z bycia w służbie radości innych, solidarnością w cierpieniu osób dotkniętych żałobą, odwiedzaniem chorych.

Uwaga poświęcana ubogim ze strony małżonków Martin stanowi część stylu ubóstwa, które wyciska na duszy córek konkretny znak obecności Jezusa i prawdy Jego Ewangelii. Ich prostota nie jest niechlujstwem (zaniedbaniem), lecz postawą przeciwną tendencji serca do zamknięcia się w skąpieniu czasu, własnych energii, swoich zasobów duchowych i materialnych. Radość ubóstwa, które sprawia bogactwo człowieczeństwa, karmi się doświadczeniem znajdowania swojego bogactwa w przyjmowaniu łaski Chrystusa, uznając własne słabości i winy, przyjmując miłosierdzie Boga, by żyć w zjednoczeniu z Nim, solidarni z braćmi, wobec których okazuje się miłosierdzie: „Mój Boże, jak smutny jest dom bez religii! Jak straszną wydaje się w takim domu śmierć! […] Mam nadzieję, że Bóg zlituje się nad tą biedną kobietą; została ona tak źle wychowana, co ją bardzo usprawiedliwia” (Korespondencja rodzinna 145); „Módl się bardzo do Świętego Józefa za ojca pokojówki, który jest ciężko chory, byłoby mi bardzo przykro, gdyby ten biedak umarł bez wyspowiadania się” (Korespondencja rodzinna 195); „Miałam tyle pracy, że ja również zachorowałam […] a jednak trzeba było, bym była na nogach przez część paru nocy, by opiekować się chorą pokojówką” (Korespondencja rodzinna 123). „Tak bardzo nalegałam, że mój mąż zdecydował się sprzedać część swoich papierów wartościowych w Funduszu Kredytowym ze stratą tysiąca trzystu franków na jedenaście tysięcy zysku. Jeśli mój brat potrzebuje pieniędzy, niech mnie natychmiast o to poprosi i powie czy trzeba sprzedać resztę” (Korespondencja rodzinna 68); „Prosiłam go, by przychodził tu zawsze gdy czegoś potrzebuje, ale nigdy nie przyszedł. W końcu, na początku zimy, twój ojciec spotkał go w jedną z niedziel, gdy było bardzo zimno: miał bose stopy i szczękał zębami. Zdjęty litością nad tym nieszczęśnikiem, zaczął go przekonywać na wszelkie sposoby, by wszedł do Hospicjum.” […] „Twój ojciec nie dał za wygraną: zależało mu na tej sytuacji i użył całej swojej energii, by wstąpił on do Przytułku” (Korespondencja rodzinna 175).

Źródło świętości ich życia

W homilii podczas modlitewnego Czuwania w intencji Synodu o rodzinie, wygłoszonej na Placu Świętego Piotra 3 października br. Papież Franciszek powiedział: „Aby dziś zrozumieć rodzinę, wkraczamy w tajemnicę Rodziny z Nazaretu, w jej życie ukryte, powszednie i zwyczajne, tak jak życie większości naszych rodzin, z ich cierpieniami i prostymi radościami; życie przeniknięte pogodną cierpliwością w przeciwnościach, poszanowaniem dla statusu każdego, tą pokorą, która wyzwala i rozkwita w służbie; życie rodzące się z poczucia bycia częścią jednego ciała. Rodzina jest miejscem ewangelicznej świętości, realizowanej w najbardziej zwyczajnych warunkach. Oddycha się w niej pamięcią pokoleń i zgłębia korzenie, które pozwalają iść daleko. Jest to miejsce rozeznania, gdzie wychowuje się do rozpoznawania Bożego planu odnośnie własnego życia i akceptowania go z ufnością. Jest to miejsce bezinteresowności, dyskretnej obecności, braterskiej i solidarnej, które uczy wychodzenia od siebie, aby przyjąć drugiego, aby przebaczać i mieć poczucie przebaczenia”.

Ten opis daje nam miarę współczesności rodziny Martin. Ich kanonizacja pokazuje wszystkim rodzinom, na pierwszym miejscu rodzinom chrześcijańskim, niezwykłe piękno zwyczajnych spraw, kiedy własna historia zostaje przyjęta z Bożych rąk i oddana Jemu, z pocieszającą świadomością, że najmądrzejsze i najprostsze w tym wszystkim to zgodzić się z wolą Bożą i przygotować się zawczasu do niesienia swojego krzyża jak najbardziej odważnie (Korespondencja rodzinna 51); przyjmować wspaniałomyślnie wolę Bożą, jakakolwiek by ona była, bo to zawsze będzie najlepsze dla nas (Korespondencja rodzinna 204).

Wewnętrzny pokój, ufna wytrwałość w pozytywnym podejmowaniu wyzwań, jakie stawia przed nami życie, zdolność przeżywania relacji wspaniałomyślnie stawiając w centrum drugą osobę w jej niepowtarzalności, które charakteryzowały doświadczenie małżeńskie Ludwika i Zelii oraz ich relacje z dziećmi, nie są owocem jakichś specjalnych darów czy przeżyć mistycznych. Wynikają one raczej z potraktowania na serio woli Bożej, poddając się jej ze spokojem i z głębokiego przeżywania życia Kościoła, przyjmując codziennie łaskę sakramentu Eucharystii, wzmacniając więź z Jezusem w adorowaniu Jego wiernej miłości ofiarowanej w konsekrowanej Hostii, modląc się osobiście i jako rodzina zebrana wokół Dziewicy Maryi, biorąc udział z radosną gotowością w charytatywnej działalności parafii, nawet pośród tak wielu obowiązków. I w tym wszystkim mieć zawsze czas na słuchanie córek, być gotowymi do ich stanowczego i słodkiego korygowania, opowiadać im o życiu Jezusa, troszczyć się o ich wnętrze przygotowując w nim przestrzeń dla Boga, w postawie ufnego zawierzenia wobec Jego tajemniczej i konkretnej obecności. Czuć się podziwianym i respektowanym w swojej niepowtarzalnej indywidualności, uznanym jako bezwarunkowe dobro, nawet gdy własna kondycja byłaby źródłem cierpienia, to dziedzictwo dobrobytu i bezcennej, niewzruszonej pozytywności dla osoby, która je otrzymuje. To ludzkie doświadczenie zbliżające się do wejrzenia Boga, otwierające drzwi serca i umożliwiające przejście dróg świętości, jak to bardzo jasno pokazuje historia tej rodziny.

Wytrwałe poszukiwanie zażyłości z Panem i z Maryją, wzorowe jej przeżywanie przez Ludwika i Zelię, jest najcenniejszym przesłaniem pozostawionym w spadku dla swoich córek i dla nas, dzieci Świętej Teresy. W ich kanonizacji możemy odczytać skierowane do Karmelu terezjańskiego zaproszenie do bycia bardziej rodziną, do odkrycia piękna i znaczenia naszych codziennych odpowiedzialności, ucząc się pokornie od rodzin, które z zaangażowaniem przeżywają swoje powołanie i misję.

To wielka zachęta dostrzec, że naprawdę „z tak wypowiedzianego z wiarą wynikają konsekwencje, które wykraczają daleko poza nas samych i rozszerzają się na świat”. Patrząc na małżonków Martin i na widoczne owoce świętości ich bycia jednym sercem i jednym duchem, zdajemy sobie lepiej sprawę z tego, że ucząc się komunikować, stajemy się wspólnotą, która potrafi towarzyszyć, świętować i przynosić owoce, i rozumiemy, że „najpiękniejsza rodzina, będąca rzeczą ważną, a nie problemem, to taka, która potrafi porozumiewać się w oparciu o świadectwo, piękno i bogactwo relacji między mężczyzną i kobietą oraz między rodzicami a dziećmi”. (Przesłanie Ojca Świętego Franciszka na 49 Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, 17 maja 2015).

Moim pragnieniem jest, byśmy wychodząc od łaski, jaką otrzymujemy poprzez tę kanonizację, zaangażowali się, także poprzez lekturę ich korespondencji, w poznanie z bliska świadectwa tej pary małżeńskiej oraz byśmy włączali się twórczo w drogę, jaką wyznacza Kościół, zapraszając nas do odkrycia rodziny jako szkoły człowieczeństwa i istotnego podmiotu ewangelizacji.

O. Saverio Cannistra
Przełożony Generalny

Tłumaczenie z włoskiego: o. Grzegorz A. Malec OCD
http://karmelicibosi.pl

Posted in Aktualności, Dom Generalny, formacja and tagged , , .